niedziela, 19 czerwca 2011

Wyspa jak wulkan gorąca

Dzisiejszy post zaczynam od widoku na hawański Malecon. Jest to taki nadmorski bulwar, na którym wieczorem spotykają się Hawańczycy młodzi i starzy i mają wielką fiestę. Kuba bowiem, jest krajem zabawy, śpiewu i tańca. A Hawana jest tej zabawy i radości stolicą. Ale Hawanie poświęcę osobny post :) A widokiem na Malecon zaczynam dzisiejszą opowieść :)


Wspominałam już o tym, że poziom życia Kubańczyków znacznie różni się od naszego. Wyobrażacie sobie, żeby w XXI wieku rynsztok płynął ulicami? No cóż, w Hawanie płynie. I nie tylko w Hawanie, a na całej Kubie. Wysoka temperatura nie pomaga w niwelowaniu przykrego zapachu, jednak Hawańczycy nie wyglądają, jakby im to przeszkadzało. Tak po prostu jest.

Nie przeszkadza im też, że w oknach nie mają szyb. Szkło jest towarem absolutnie luksusowym, importowanym. Tylko najwięksi bogacze mogą sobie pozwolić na szyby w oknach.
Ci, którzy szyb nie mają, okna zabezpieczają okiennicami, w których są takie 'żaluzje'. To ciężko opisać, ale możecie to zobaczyć na zdjęciu poniżej. Jest to oczywiście dosyć praktyczne ze względu na upał - nieszczelne okna pozwalają a przepływ powietrza.


Budynki są niezwykle kolorowe, choć w większości bardzo zniszczone. Kubańczycy malują swoje domy taką farbą, jaką akurat zdobędą - a nie jest łatwe zdobycie jakiejkolwiek, ze względu na panujące tam warunki gospodarcze. Dlatego ulica kubańskiego miasta to istna feeria barw. Na zdjęciach powyżej - Hawana.


Nieco inaczej wygląda kubańska wieś. Tu też mieszkają ludzie kochający zabawę, śpiew i taniec, ale są jeszcze biedniejsi od tych z miasta. Tu też są kolorowe domki, ale są one maleńkie. Te wiejskie kubańskie domki skojarzyły mi się z altankami działkowymi. Są mniej więcej tej samej wielkości. W takim jedno, czy dwuizbowym domku mieszka wielopokoleniowa rodzina. Czasami jest to siedem, czasami dziesięć, a najczęściej kilkanaście osób.

Ale wieś kubańska to też piękne, cudowne widoki.

To zdjęcie zrobiłam niedaleko punktu widokowego z którego pochodzi poprzednie zdjęcie. To drzewo ma piękne pomarańczowo - czerwone kwiaty, ale najciekawsze są długie na ok 30-40cm nasiona przypominające kształtem nasiona lipy, są jednak dużo większe i czarne.
A w tle hotel. Hotele na Kubie są bardzo często budowane w stylu przypominającym ten kolonialny. To dobrze, bo wpasowują się w krajobraz.


A przy hotelach można znaleźć najpiękniejsze plaże. Widoki są niesamowite. Gorący piasek, błękitna woda i palmy, palmy, palmy. Raj na ziemi.


A tam gdzie kończą się hotele kończy się też raj, a zaczyna się życie. Nie wiem jak Kubańczycy to robią, ale nigdy nie wyglądają na zmartwionych. Na zdjęciach powyżej - ulice Trynidadu.

A na tym zdjęciu widać schody. Na szczycie schodów znajduje się Casa de la Trova, czyli dom pieśni. Tam wieczorami gra muzyka a obcokrajowcy i miejscowi spotykają się w jednym miejscu i tańczą i bawią się. Co ciekawe, po drugiej stronie schodów (tej, której nie widać na zdjęciu), tuż obok, znajduje się kościół. Ale na Kubie nikomu nie przeszkadza bliskość miejsca fiesty i miejsca kultu religijnego - ani duchownym, ani tym bardziej Kubańczykom. Oni są cudownie wolni. Tylko pomyśleć co działoby się, gdyby coś takiego miało miejsce w naszym pięknym kraju :P



A tu już akt lokacyjny i ulice Cienfuegos. Małe, ale jakże piękne miasteczko! Bardzo zadbane przez UNESCO, mocno odnowione. Ale zachowało swój niesamowity urok. Spędziłam tu tylko jeden dzień, ale zauroczyło mnie to miejsce bardzo.



A tutaj - kramy w Varadero, turystycznym raju. Gdyby nie wpływy z turystyki, Kuba byłaby już dawno bankrutem. Podobno Kubańczycy nawet po wyższych studiach, najbardziej starają się o pracę w hotelach i wszędzie tam, gdzie są turyści. Bo obcokrajowcy to źródło dochodu, ale przede wszystkim napiwków - to dostęp do lepszej waluty i lepszego życia. Ale o tym więcej innym razem.
Ciekawą rzeczą są czapki bejsbolowe na ostatni zdjęciu. Po pierwsze dla tego, że baseball jest narodowym sportem kubańskim. A po drugie, widzicie te zielone? Są zrobione z PUSZEK po piwie Cristal (jednym z dwóch dostępnych na kubańskim 'rynku').  Kubańczycy z puszek robią mnóstwo rzeczy i sprzedają to gdzie się da - czapki, samolociki, samochodziki, niby-aparaty, no cuda!

Z Kuby warto przywieźć przede wszystkim cygara i rum. Ale też rękodzieło - biżuterię, skórzane torby, a także widoczne na zdjęciu powyżej haftowane i dziergane obrusy. (Zdjęcie z pewnej kubańskiej wsi)

Samochody i ogólnie komunikacja na Kubie jest sprawą, no cóż, ciekawą. Postanowiłam więc zrobić oddzielny post na ten temat. A póki co, w temacie Varadero - szkolny autobus :)


Żegnam Was na dziś kubańskim zachodem słońca :)

xoxo.

3 komentarze:

  1. Piękna Kuba, gratuluję wyjazdu i zrealizowania swojego marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie Kuba troche przeraża, chyba nie mogłabym się tam odnaleźć. Ładnie jest, tak kolorowo, ale strasznie biednie. Nie wiem dlaczego,ale kojarzy mi się jakby za każdym rogiem można było spotkać człowieka z karabinem, a po ulicach biegały byki.
    Tak czy owak, na pewno, fascynująca wyprawa.
    Ciekawa jestem, bo wspominasz że Kuba żyje z turystyki. Jakie Ty pamiątki przywiozłaś? Oprócz oczywiście tony zdjęć- apropo, ile ich masz?:> Tak z ciekawości:)
    Wspaniale się czyta Twoje opowieści okraszone tymi pieknymi zdjęciami. Brakuje tylko kilku z Twoją osobą:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Artsandra - biednie jest, to na pewno. Ludzie na ulicach proszą turystów o długopisy, mydło, cukierki, a także o wszystko, co mogą dostać.
    Byki po ulicach być może nie biegają :) a przynajmniej w miastach. Ludzi z karabinem nie ma, i to jest dosyć ciekawa sprawa. Pomimo panującego tam ustroju, życie Kubańczyków jest zaskakująco spokojne.
    Zdjęć mam prawie 2000 :) A jeśli chodzi o pamiątki, to głównie rękodzieło - biżuteria (druciana bransoletka, naszyjnik z pestek i nasion), drewniane niewielkie instrumenty muzyczne (np. bębenek), słomiany kapelusz... Nie mogłam się też oprzeć koszulce z nadrukiem starego samochodu, choć wiedziałam, że to produkt chiński, nie kubański :)

    OdpowiedzUsuń