Dzisiejszy post zaczynam od widoku na hawański Malecon. Jest to taki nadmorski bulwar, na którym wieczorem spotykają się Hawańczycy młodzi i starzy i mają wielką fiestę. Kuba bowiem, jest krajem zabawy, śpiewu i tańca. A Hawana jest tej zabawy i radości stolicą. Ale Hawanie poświęcę osobny post :) A widokiem na Malecon zaczynam dzisiejszą opowieść :)
Wspominałam już o tym, że poziom życia Kubańczyków znacznie różni się od naszego. Wyobrażacie sobie, żeby w XXI wieku rynsztok płynął ulicami? No cóż, w Hawanie płynie. I nie tylko w Hawanie, a na całej Kubie. Wysoka temperatura nie pomaga w niwelowaniu przykrego zapachu, jednak Hawańczycy nie wyglądają, jakby im to przeszkadzało. Tak po prostu jest.
Nie przeszkadza im też, że w oknach nie mają szyb. Szkło jest towarem absolutnie luksusowym, importowanym. Tylko najwięksi bogacze mogą sobie pozwolić na szyby w oknach.
Ci, którzy szyb nie mają, okna zabezpieczają okiennicami, w których są takie 'żaluzje'. To ciężko opisać, ale możecie to zobaczyć na zdjęciu poniżej. Jest to oczywiście dosyć praktyczne ze względu na upał - nieszczelne okna pozwalają a przepływ powietrza.
Budynki są niezwykle kolorowe, choć w większości bardzo zniszczone. Kubańczycy malują swoje domy taką farbą, jaką akurat zdobędą - a nie jest łatwe zdobycie jakiejkolwiek, ze względu na panujące tam warunki gospodarcze. Dlatego ulica kubańskiego miasta to istna feeria barw. Na zdjęciach powyżej - Hawana.
Nieco inaczej wygląda kubańska wieś. Tu też mieszkają ludzie kochający zabawę, śpiew i taniec, ale są jeszcze biedniejsi od tych z miasta. Tu też są kolorowe domki, ale są one maleńkie. Te wiejskie kubańskie domki skojarzyły mi się z altankami działkowymi. Są mniej więcej tej samej wielkości. W takim jedno, czy dwuizbowym domku mieszka wielopokoleniowa rodzina. Czasami jest to siedem, czasami dziesięć, a najczęściej kilkanaście osób.
Ale wieś kubańska to też piękne, cudowne widoki.
To zdjęcie zrobiłam niedaleko punktu widokowego z którego pochodzi poprzednie zdjęcie. To drzewo ma piękne pomarańczowo - czerwone kwiaty, ale najciekawsze są długie na ok 30-40cm nasiona przypominające kształtem nasiona lipy, są jednak dużo większe i czarne.
A w tle hotel. Hotele na Kubie są bardzo często budowane w stylu przypominającym ten kolonialny. To dobrze, bo wpasowują się w krajobraz.
A przy hotelach można znaleźć najpiękniejsze plaże. Widoki są niesamowite. Gorący piasek, błękitna woda i palmy, palmy, palmy. Raj na ziemi.
A tam gdzie kończą się hotele kończy się też raj, a zaczyna się życie. Nie wiem jak Kubańczycy to robią, ale nigdy nie wyglądają na zmartwionych. Na zdjęciach powyżej - ulice Trynidadu.
A na tym zdjęciu widać schody. Na szczycie schodów znajduje się Casa de la Trova, czyli dom pieśni. Tam wieczorami gra muzyka a obcokrajowcy i miejscowi spotykają się w jednym miejscu i tańczą i bawią się. Co ciekawe, po drugiej stronie schodów (tej, której nie widać na zdjęciu), tuż obok, znajduje się kościół. Ale na Kubie nikomu nie przeszkadza bliskość miejsca fiesty i miejsca kultu religijnego - ani duchownym, ani tym bardziej Kubańczykom. Oni są cudownie wolni. Tylko pomyśleć co działoby się, gdyby coś takiego miało miejsce w naszym pięknym kraju :P
A tu już akt lokacyjny i ulice Cienfuegos. Małe, ale jakże piękne miasteczko! Bardzo zadbane przez UNESCO, mocno odnowione. Ale zachowało swój niesamowity urok. Spędziłam tu tylko jeden dzień, ale zauroczyło mnie to miejsce bardzo.
A tutaj - kramy w Varadero, turystycznym raju. Gdyby nie wpływy z turystyki, Kuba byłaby już dawno bankrutem. Podobno Kubańczycy nawet po wyższych studiach, najbardziej starają się o pracę w hotelach i wszędzie tam, gdzie są turyści. Bo obcokrajowcy to źródło dochodu, ale przede wszystkim napiwków - to dostęp do lepszej waluty i lepszego życia. Ale o tym więcej innym razem.
Ciekawą rzeczą są czapki bejsbolowe na ostatni zdjęciu. Po pierwsze dla tego, że baseball jest narodowym sportem kubańskim. A po drugie, widzicie te zielone? Są zrobione z PUSZEK po piwie Cristal (jednym z dwóch dostępnych na kubańskim 'rynku'). Kubańczycy z puszek robią mnóstwo rzeczy i sprzedają to gdzie się da - czapki, samolociki, samochodziki, niby-aparaty, no cuda!
Z Kuby warto przywieźć przede wszystkim cygara i rum. Ale też rękodzieło - biżuterię, skórzane torby, a także widoczne na zdjęciu powyżej haftowane i dziergane obrusy. (Zdjęcie z pewnej kubańskiej wsi)
Samochody i ogólnie komunikacja na Kubie jest sprawą, no cóż, ciekawą. Postanowiłam więc zrobić oddzielny post na ten temat. A póki co, w temacie Varadero - szkolny autobus :)
Żegnam Was na dziś kubańskim zachodem słońca :)
xoxo.